- Chiyo? – zabrzmiał głos zza drzwi – Mogę wejść?
- Pewnie! – jak na komendę drzwi otworzyły się i do pokoju
weszła wysoka postać jeszcze wczoraj nieznanego mi chłopaka.
- Twój książę przybył! – powiedział, widząc mnie wpatrującą
się w jego osobę. Na te słowa przewróciłam oczami i westchnęłam cicho, licząc
na jednak nieco ,,normalniejszą” rozmowę.
-No już, już! – starał się mnie udobruchać, jednocześnie się
śmiejąc.
Kiedy wreszcie się uspokoił (a zajęło mu to chwilę), spojrzał na mnie siedzącą ze znudzoną miną za biurkiem z kartką w ręku. Rzucił mi zdziwione spojrzenie, przybierając przy tym zadowoloną minę.
- No co? – zapytałam, nie do końca rozumiejąc fenomen mojej
osoby.
- Jednak wzięłaś te kartki. Dobrze, że zostawiłem je tu
zaraz przed wyjściem na zakupy. – usiadł na łóżku, gestem zapraszając mnie do
uczynienia tego samego.
- Więc to ty… - usadowiłam się zaraz obok niego. Siedzieliśmy
chwilę w grobowej ciszy, wpatrując się w siebie. Nie jestem do końca pewna co dokładnie
miało to na celu, jednak dzielnie wytrzymywałam jego wzrok. Starałam się
wyczytać jakąś informację z jego twarzy, co było raczej niemożliwe i bezcelowe.
- Więc? – po kilku minutach Haruki zakłócił spokój i ciszę
panującą w pokoju, uśmiechając się do siebie pod nosem. Ściągnęło mnie to z
powrotem na ziemię, przypominając jednocześnie o wszystkich problemach i
pytaniach.
- Więęęc… -
odwróciłam wzrok, spoglądając na kartkę leżącą na moich kolanach i czerwieniąc
się nieznacznie. Kurczę, zaszedł mnie, alkoholik jeden… - No nie wiem od czego
zacząć, tyle tego jest… Mógłbyś mi proszę najpierw wytłumaczyć o co chodzi z tą
całą Mocą i Bractwem? Może to mi trochę nakreśli sytuację…
- Cóż, myślę, że to rola twojego ojca… - spojrzałam na niego
błagalnym wzrokiem - Ale obiecałem ci. Więc niech będzie. Powiem ci tyle, ile
sam wiem. Jakiś czas temu u niektórych ludzi zaczęły pojawiać się dziwne
umiejętności. – zaczął opowiadać. Jego hipnotyzująco niebieskie oczy zdawały
się przeszywać moją duszę na wskroś, poznając wszystkie jej zakamarki – Różnego
rodzaju: nadludzka siła, naginanie praw grawitacji i inne takie. Były to
głównie osoby młode, lecz nie tylko. Ludzi tych z czasem zaczęło przybywać i
zaczęto mówić o nich ,,Magowie”. Każdy ma swoją własną, odmienną Moc. Nie zdarzyło
się tak, by ktoś użył jej do złych celów, lecz była to tylko kwestia czasu.
Dlatego też pierwsi z obdarzonych Mocą postanowili stworzyć Bractwo, czyli
organizację nie tyle kontrolującą, co monitorującą działania obdarzonych. Zdawali
sobie sprawę, że nim ktokolwiek się obejrzy może dojść do okropnych ataków
terrorystycznych lub czegoś jeszcze gorszego. Bractwo sprawnie temperowało
ludzi z niecnymi ambicjami. Teraz natomiast ma wejść w życie jakiś ich ,,wielki
projekt”. Nie mam pojęcia co to może być, ale nakazali zebrać wszystkich
obdarzonych w okolicy na to osiedle, własność Bractwa…
- Mhmm… Dobrze, powiedzmy, że rozumiem. Ale co ja w tym
wszystkim robię? – ma to w sumie sens… Tylko dlaczego u licha ja?! Ja chciałam
skończyć szkołę, wyprowadzić się od mamy, znaleźć pracę i wieść spokojne życie…
Cały mój misterny plan runął w gruzach podczas jednego wieczoru.
- Jak to co? To ty nic nie wiesz? – zapytał nieźle zdziwiony
Haruki.
- O czym niby? – więc powinnam o czymś wiedzieć, fajnie…
Wygląda na to, że nikt z mojej rodziny nie uważał mojej osoby za ważną na tyle,
by pokwapić się opowiedzieć o moim… o wszystkim.
- Jesteś Magiem jednego z żywiołów, Powietrza. – wytłumaczył
mi ze stoickim spokojem – Jakim cudem niczego nie wiesz? Przecież twój ojciec
jest jednym z Bractwa…
- Tak się składa, że o tym dowiedziałam się dzisiaj rano… -
zaśmiałam się cicho do siebie, wbijając wzrok w kartkę papieru – Wiesz, ja
nigdy o niczym nie wiedziałam. Od kiedy byłam mała, mama z tatą zawsze się
kłócili. Nigdy nie dowiedziałam się o co, ale mam wrażenie, że chodziło o mnie.
Tata po jakimś czasie rozwiódł się z mamą, miałam może jakieś sześć lat. Nadal
pamiętam jego pożegnanie… ,,Bądź grzeczną dziewczynką, Chiyo! Tatuś musi
wyjechać do pracy, ale niedługo wróci cię odwiedzić!” – poczułam jak w kącikach
moich oczu gromadzą się łzy. Pewna część mnie, która zawsze utrzymywała moje
uczucia w środku, powoli zaczęła pękać – Nigdy nikt mi niczego nie wytłumaczył.
Tata nigdy nie wrócił, mama zawsze miała wygórowane wymagania co do nauki…
Teraz coś takiego się dzieje… - poczułam, jak po moich policzkach spływa kilka samotnych
łez i spada na papier – Zostałam w tym wszystkim sama…
- Chiyo… - usłyszałam głos Harukiego. Uświadomiłam sobie, że
plotę od rzeczy osobie, która zapewne nie ma najmniejszej ochoty na
wysłuchiwanie moich problemów.
- Przepraszam, rozgadałam się zbytnio… - zaczęłam wycierać
mokre policzki rękawami koszulki.
Nie usłyszałam
niczego, żadnej odpowiedzi. Poczułam jedynie rękę delikatnie głaszczącą mnie po
głowie. Odwróciłam się w stronę Harukiego, który uśmiechał się do mnie smutno.
Nie mogłam wyczytać z jego twarzy niczego więcej, gdyż łzy rozmywały mi obraz.
- Nie jesteś sama, Chiyo – przyciągnął mnie do siebie, mocno
przytulając. Wylądowałam z nosem w jego koszuli, w którą zdążyły już wsiąknąć
moje łzy. Poczułam zapach wody kolońskiej, nieco przygaszony po długim dniu. – Od teraz masz przecież
mnie, – usłyszałam jego głos tuż przy uchu – nie zapominając o Hanae i Natsuo.
Możesz mówić nam o wszystkich swoich problemach…
Poczułam, jak znowu
zbiera mi się na płacz. Właśnie, mam przecież ich… Może nie znamy się zbyt
długo, jednak jestem pewna, że są to dobrzy i przyjacielscy ludzie, na których
można polegać.
- Dziękuję, Haruki… - powiedziałam cichutko, przylegając do
niego jeszcze mocniej, nie chcąc, by ponownie zobaczył moje łzy. Siedzieliśmy
tak chwilę w kompletniej ciszy.
- Możesz mówić mi Haru – przez cały czas czule gładził mnie
po głowie.
Wreszcie uspokoiłam
się nieco i wyzwoliłam się z objęć Harukie… Haru. Spojrzałam na niego
zapłakanymi oczyma, uśmiechając się delikatnie. Ten parsknął cicho śmiechem i
podał mi chusteczki. Siedzieliśmy na łóżku, opierając się o ścianę, nie wiedząc
co powiedzieć.
- Także ten… wiesz chyba o mnie już wszystko – spojrzałam w
jego stronę – Może chciałbyś opowiedzieć i mi coś o sobie? Skoro już ta rozmowa
przybrała taki wygląd…
- Jeżeli chcesz… - najwyraźniej nie był co do tego zbytnio
przekonany.
- Chcę! – spojrzał na mnie zdziwiony i zaśmiał się
nieznacznie.
- Niech ci będzie. – westchnął głęboko i skierował swój
wzrok na pościel. Jego grzywka zasłaniała mu oczy tak, że kompletnie nie byłam
w stanie ich dostrzec – W sumie nie ma tu niczego ciekawego do opowiadania. –
jego głos przybrał znacznie chłodniejsze i odleglejsze brzmienie – Urodziłem się
w raczej biedniejszej rodzinie, jednak niczego mi nigdy nie brakowało. Nie
zawsze mogłem dostać najnowszy telefon, czy czym się tam teraz dzieciaki
jarają, ale nie było mi to potrzebne. Żyło mi się przyjemnie i spokojnie do
czasu gimnazjum. Kiedy miałem około piętnastu lat sprawy w rodzinie się
pokomplikowały. Mama zaczęła chorować, ojciec z tego wszystkiego zaczął pić. Ja
starałem się jakoś powiązać koniec z końcem, za co często obrywało mi się od,
zazwyczaj nieźle upitego, taty. Zaczęły się problemy finansowe. Coraz częściej
opuszczałem szkołę, by chodzić do pracy i zarabiać jakieś marne grosze. Po
jakimś pół roku gehenny i życia na kredyt, po powrocie z pracy do domu
dowiedziałem się od matki, że ojciec zapił się na śmierć. – jego głos nawet nie
drgnął. Ale jak to zapił się? Do mojej głowy powoli zaczęły docierać wszystkie
te informacje. Siedziałam obok Haru nie mogąc wykrztusić słowa – Nie było nas
stać na pogrzeb, nie mieliśmy czasu na żałobę. Stan zdrowia mamy z każdym dniem
się pogorszał, więc musiałem brać dodatkowe zmiany, aby zarobić nieco więcej.
Jakiś miesiąc później, podczas gdy ja byłem w pracy… - westchnął cicho –
zabrano mamę do szpitala. Zmarła dzień później. Byłem totalnie rozdarty i nie
wiedziałem co ze sobą zrobić. Płakałem każdej nocy, tak bardzo bolała mnie jej
strata. To ona zawsze się za mną wstawiała, zawsze pomagała z problemami. Kiedy
tak siedziałem w swojej czarnej otchłani złych myśli, nawet nie zauważyłem
pojawiającego się światła. Z otchłani wyciągnął mnie mój wujek, Gilbert. Był
jednym z pierwszych Magów. Przygarnął mnie, dał szansę do nauki, opowiedział o
Bractwie i mojej Mocy… Gdyby nie on, nie mam pojęcia gdzie teraz bym się
znajdował… - zrobił chwilę przerwy, po czym kontynuował tym samym odległym,
smutnym głosem – Korzystałem z jego pomocy ile tylko się dało, z myślą, by kiedyś
mu się za to wszystko odwdzięczyć. Nie musiałem długo czekać, a taka okazja się
pojawiła. Dostał zadanie od Bractwa: zebrać młodych Magów… Myślę, że wystarczy
ci to do zrozumienia, w jaki sposób się tu dostałem… - wziął głęboki wdech.
Nie wiedziałam co
ze sobą zrobić. Cała ta historia powoli do mnie docierała. Z każdym słowem
chłopaka coraz bardziej zdawałam sobie sprawę jak silnym człowiekiem jest, oraz
jak bardzo nieczuła byłam wobec niego. Może i wynikało to z mojej niewiedzy,
jednak w żadnym stopniu mnie to nie usprawiedliwia... Poczułam, jak w kącikach
moich oczu wzbierają łzy, już trzeci raz tego wieczoru.
- Niezbyt ciekawa historia, nie? – odwrócił się wreszcie w
moją stronę. Powiedział to już tym samym ciepłym głosem, co zawsze. Na twarzy
miał uśmiech…
Wstałam z łóżka, na
co Haru wydał zdziwiony pomruk. Czułam jak łzy ciekły mi po policzkach. W
jednym momencie obróciłam się na pięcie i skoczyłam na Harukiego, przytulając
się do niego i przygniatając tym samym całym swoim ciężarem ciała do ściany.
Usłyszałam tylko ciche ,,He?”…
- Przepraszaaam! – zaczęłam głośno szlochać, pociągając
głośno nosem – Przepraszam, że byłam do ciebie sceptycznie nastawiona! Że
nazywałam cię alkoholikiem! – pozwoliłam łzom swobodnie płynąć –
Przepraszaaaaaam!
- Ch-Chiyo? – odezwał się zaskoczony Haru – H-hej, czemu
płaczesz? I jakim znowu alkoholikiem?
- Przepraszaaaaam! – nie potrafiłam przepuścić innego słowa
przez gardło.
- E-ej, dobrze, już dobrze – zaczął ponownie gładzić mnie po
głowie – Już nie musisz płakać, hej! – siłą oderwał mnie od siebie. Jego oczom
ukazała się zapłakana, zasmarkana dziewczyna z zaczerwienionymi oczyma – Geeez,
co ja z tobą mam…
- Prze-przepraszam… - powtórzyłam po raz enty, wciągając
smarki-uciekinierów.
- Masz – mówiąc to podał mi paczkę chusteczek higienicznych –
Nie jestem do końca pewien o co ci chodzi, ale nie musisz się niczym
przejmować. Nie masz za co przepraszać, nie jestem zły – powiedział spokojnie,
spoglądając na mnie z politowaniem.
- A-ale…
- Nie ma żadnego ale! Już! – widząc moją skonsternowaną minę
zaśmiał się głośno - M-Mówię poważnie! J-już dość!
- Mhm… - mrucząc coś pod nosem wyjęłam jedną chusteczkę z
opakowania i wysmarkałam nos.
- Grzeczna dziewczynka… - rzuciłam mu mordercze spojrzenie,
na co znowu się zaśmiał – Nie patrz tak na mnie. Wiem! Mam coś, co poprawi ci
humor! Zaczekaj tu chwilę na mnie! – to mówiąc, a raczej krzycząc, wystrzelił z
pokoju niczym strzała.
- O co mu cho-ooooo… - nie było mi dane poznać tajemniczego
leku na smutek i łzy, gdyż Morfeusz postanowił porwać mnie w swoje objęcia.
-------------------------------------------------------------------------------------------
Wreszcie jest! Po wielkich bólach porodowych! Przepraszam najmocniej za ten długi dialog, jeżeli komuś wydawał się dziwny i niespójny, jednak potrzebuję trochę czasu, żeby nauczyć się pisać rzeczy tego typu ;_; I have no power here, przyznaję się do słabości ;_;
Tak czy siak, mam nadzieję, że chociaż kilku osobom się spodoba :D
Miłego czytania ~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz