czwartek, 25 sierpnia 2016

ROZDZIAŁ 2


   Zadziwiający obrót wydarzeń, doprawdy. Wczoraj wyrzucona z domu, porwana przez pana alkoholika, dziś rano poznająca jego (równie zakręconych, jak on sam) przyjaciół, jedząca z nimi wszystkimi wspólne śniadanie, teraz wylądowałam tu. W najnormalniejszym miejscu, jakiego mogłabym się po tym wszystkim spodziewać. W raju każdego maniaka gotowania, w świątyni dobrego smaku i świeżych produktów, w miejscu, w którym od dawnych czasów dokonywały się, dokonują się, i będą się dokonywały wielkie transakcje handlowe. W supermarkecie.

    Pewnie jesteście ciekawi jak się tu znalazłam, a więc spieszę z wyjaśnieniami. W sumie sprawa jest dość prosta. Rano, kiedy jedliśmy śniadanko przygotowane przez Harukiego, Natsuo (takie imię, jak zdążyłam się dowiedzieć, nosił ten olbrzym-blondyn, towarzysz Hanae) stwierdził, że przydałoby się iść i zrobić zakupy. Jako, że nie chciałam być dla nich jedynie pustą, uciążliwą kukłą, a kimś z lekka przydatnym, zaoferowałam się do wykonania tego zadania. Iii… prawie nie dostałam wtedy zawału. Kiedy tylko skończyłam składać swoją ,,ofertę”, Haruki powstał niczym burza w towarzystwie okropnego odgłosu odsuwanego krzesła. Stwierdził, że ja nie mam pojęcia czego brakuje, i w ogóle, jestem pewnie niezdarna, więc jak chcę to mogę iść, ale z nim.

    I tak wylądowałam tutaj, w za dużej bluzie pożyczonej od Hanae, wpatrująca się w plecy Harukiego, nieugięcie prącego naprzód pomiędzy sklepowymi regałami. Z tego mojego pomagania wyszło tyle, że od czasu do czasu wracałam się po jakiś produkt, którego zapomniał wziąć mój kompan. Ehh…

- Haruki – w takim razie spróbuję się jakoś inaczej odwdzięczyć za… w sumie, to … chyba za wszystko. I tym razem już mnie nie powstrzymasz, panie przebiegły alkoholiku.

- Hmm? – chłopak jak na komendę przerwał studiowanie etykiety właśnie trzymanej paczuszki.

- Tak sobie myślę… macie tam u siebie takie rzeczy jak proszek do pieczenia, cukier wanilinowy, mąka, jajka…

- Oczywiście, że mamy. Nie rób z nas neandertalczyków. – po tej kąśliwej odpowiedzi powrócił do lektury etykietki. – Dlaczego pytasz? – zapytał, nie podnosząc na mnie wzroku. Wydęłam na ten widok policzki. Znalazł się kurde…

- A, tak sobie – odpowiedziałam, z lekkim naburmuszeniem w głosie – Idę na dział słodyczy.

   Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Obróciłam się na pięcie, i szybkim krokiem ruszyłam przed siebie. Po drodze zgarnęłam jeszcze kubeczek jogurtu naturalnego, będzie mi potrzebny później. Po dosłownie chwili marszu stanęłam przed świętymi regałami. To właśnie dla nich w przeszłości często odwiedzałam ten supermarket. Mieli tu dosłownie WSZYSTKO. Od najrozmaitszych rodzajów cukierków, poprzez żelki i gumy rozpuszczalne, po łakocie z różnych zakątków świata. Przez tą różnorodność miałam jednak spore problemy. Za każdym razem, gdy tu przychodziłam, mogłam sobie pozwolić na jedną, maksymalnie dwie rzeczy. Jedną, maksymalnie dwie rzeczy z dwóch regałów, każdy jakieś dwa na cztery metry, zapełnione wzywającymi mnie pysznościami. Jestem osobą, której naprawdę ciężko przychodzi podejmowanie decyzji, tych odnośnie kupna słodyczy szczególnie, więęęęc… na zakupach w tym miejscu spędzałam każdorazowo przynajmniej godzinę ._.

   Wśród ton świętości wyjątkowo szybko wypatrzyłam sobie dwie zdobycze – ręcznie robione cukierki z symbolami postaci z Marvela oraz te tradycyjne, ,,złote” żelki Haribo. Kiedy już miałam sięgnąć po obie paczki, przypomniało mi się, że przecież… nie mogę sobie kupić czegoś za nieswoje pieniądze. Koniec końców jestem tu z Harukim, robimy zakupy do ,,jego” domu, do którego mnie ,,przygarnął”. Westchnęłam na myśl o podjętej na marne decyzji.

- Mamy chyba już wszystko. – nawet nie zauważyłam, kiedy Haruki przyszedł do działu ze słodyczami – To jak, bierzesz coś?

- Mogę?!  - zapytałam, nieco zdziwiona, ale i niezwykle ucieszona jego pytaniem. Wiem, że może to trochę głupie, ale naprawdę nie lubię być, nazwijmy to, ,,pasożytem”. Cóż, taka się urodziłam.

- Oczywiście – powiedział, jak gdyby była to najnormalniejsza rzecz na świecie.

- Dziękuję! – wykrzyknęłam uradowana. Przez to chłopak spojrzał na mnie badawczo, jednak nie przejęłam się tym zbytnio i… znowu musiałam podjąć decyzję! Jeżeli już mogę coś wziąć, to wezmę tylko jedną rzecz. Na przemian wyciągałam rękę to po żelki, to po cukierki, nie wiedząc, co wybrać. Po dobrej minucie moich rozterek usłyszałam ciche kaszlnięcie. Nie chciałam kazać Harukiemu czekać, więc po prostu wybrałam żelki. Kiedy paczka moich ,,kosztowności” niezbyt zgrabnie wylądowała w koszyku, swoje kroki skierowałam w stronę kasy. Za sobą usłyszałam jakby szeleszczenie folii, a po chwili kroki mojego kompana.

***

   Droga powrotna do domu minęła niezwykle szybko, w towarzystwie niepokojącej ciszy. Haruki najwyraźniej stwierdził, że moje towarzystwo nie jest dość interesujące, by zacząć rozmowę, a ja po prostu… bałam się ją zacząć.

- Chiyo – odezwał się dopiero w drzwiach domu – Rozpakujemy zakupy, a potem pójdziesz do swojego pokoju porobić… no, to co tam będziesz chciała. Później przyjdę do ciebie i odpowiem na wszystkie twoje pytania. – zdziwiłam się nieco, słysząc te słowa. Myślałam, że będę musiała mu o sobie przypominać, lecz on pamiętał. Wzruszyłam tylko ramionami.

   Zaraz po wejściu do domu ściągnęłam bluzę Hanae i położyłam ją na wskazanej przez Harukiego szafce. Później, tak jak powiedział, poszliśmy rozpakowywać zakupy. Podczas układania produktów na półkach i w szufladach pod komendą chłopaka, zdążyłam upewnić się, że mają tu wszystko, czego będę potrzebowała do mojego planu. Dobrze!

   Podczas przeprowadzania akcji Haruki w ogóle się do mnie nie odzywał, oczywiście poza wydawaniem poleceń. Gdy wszystko było już uporządkowane, po prostu skinął ręką w stronę mojego pokoju, najwyraźniej licząc na to, że zrozumiem o co chodzi. Znaczenie tego gestu nie było trudne do odgadnięcia, więc posłusznie udałam się we wskazanym kierunku. Kiedy dreptałam po korytarzu, w pamięci próbując odtworzyć wydarzenia dzisiejszego ranka i starając się tym samym przypomnieć lokalizację odpowiednich drzwi, zastanawiałam się co mam zamiar teraz robić. Nie miałam tu przecież ani swoich książek, ani filmów, o gitarze już nie wspominając. Po chwili znalazłam właściwe drzwi, nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Już drugi raz tego dnia rozejrzałam się po wnętrzu ,,mojego” pokoju, tym razem nieco bardziej trzeźwym wzrokiem. W sumie nie było tu jakichś specjalnie niezwykłych rzeczy. Łóżko, przy którym stało biurko wraz z krzesłem, wielka szafa i kilka pustych półek na książki. Wszystko to było wykonane z jasnego drewna, które było niemalże identyczne jak to, z których zostały wykonane panele. Czekoladowy kolor ścian i futrzastego dywanu przyjemnie kontrastował z meblami.

   Zamknęłam za sobą drzwi i chwilę stałam w zamyśleniu, po czym podeszłam do łóżka i opadłam bezsilnie na pościel. Kompletnie nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Tysiące pytań krążyły mi po głowie. Kim jest Haruki? Dlaczego mi pomógł? Czym jest ta cała Moc i Bractwo? Co wspólnego z tym ma mój tata? I przede wszystkim… co powinnam teraz zrobić? Chwilę rozmyślałam nad sensem swojej egzystencji, lecz szybko doszłam do wniosku, że bez pomocy Harukiego niczego nie zdziałam. Tata pracuje w jakimś odległym, obcym kraju, mogę do niego co najwyżej zadzwonić i wypytać o różne rzeczy, mama pewnie nie chce mnie widzieć, nikogo bliskiego nie mam… A on przygarnął mnie do ,,swojego” domu (nadal niezbyt rozumiem jak to działa), pomaga załatwić wszystkie aktualne problemy (jak choćby poranna pogadanka z tatą) i do tego oferuje odpowiedzi na wszystkie moje pytania w zamian za… za nic?! Przecież to się kupy nie trzyma, muszę i o to się go spytać.

   Westchnęłam głośno, po czym obok mnie na pościeli zmaterializowała się moja Panda. Jej też niespecjalnie rozumiałam, ale zazwyczaj trzymała się blisko mnie i była kompanem codziennych przygód. Postanowiłam nie siedzieć z założonymi rękoma i spisać gdzieś wszystkie swoje pytania. Z moją sklerozą podczas rozmowy z Harukim zapomniałabym pewnie o czymś istotnym. Trzeba by było znaleźć jakąś kartkę i coś do pisania. Spojrzałam więc na blat biurka, gdzie takie rzeczy zazwyczaj się znajdują. I, ku mojemu zdziwieniu, były tam. Kilka kartek i długopis. Nie wiem kto je tam położył, ale byłam mu niezmiernie wdzięczna. Razem z moją małą towarzyszką podniosłam się z łóżka i usiadłam przy biurku. Zatopiłam się w swojej pracy, jaką było stworzenie listy pytań. Przy tym wszystkim kompletnie nie czułam upływającego czasu i nim się obejrzałam ciepłe popołudniowe słońce schowało się za horyzontem, oznajmiając nadejście wieczoru. Tym samym usłyszałam ciche pukanie do drzwi.

- Chiyo? – zabrzmiał głos zza drzwi – Mogę wejść?

 - Pewnie!
  -------------------------------------------------------------------------------------------
I oto jest drugi rozdział! Uważam, że wyszedł ciekawie :D Kolejny będzie nieco bardziej wymagający, a dlaczego dowiecie się czytając i kończąc ten rozdział C: Miłej lektury!

piątek, 12 sierpnia 2016

ROZDZIAŁ 1


   Budząc się czułam, że leżę na czymś… miękkim? Gdzieś, gdzie jest… ciepło? Czyżby w takim razie moja nocna tułaczka była tylko złym snem? Powoli otworzyłam oczy. Światło sączące się poprzez firanki zmusiło mnie do ponownego ich zamknięcia  i otworzenia, tym razem półprzymkniętych. Obok siebie na poduszce zobaczyłam wciąż śpiącą pandę. Właśnie miałam zacząć cieszyć się z powodu dobrego stanu rzeczy, ale pewien męski głos szybko i sprawnie mnie od tego odwiódł, tym samym przypominając mi wydarzenia minionego dnia.

- Dzień dobry, księżniczko – nie, to nie może dziać się naprawdę. Powoli podniosłam się, siadając na łóżku. Najpierw spojrzałam na siebie. Miałam ubraną przeuroczą piżamkę w pandy zajadające się bambusem. Pomimo faktu, że była cudna, sama bym sobie taką kupiła i spała w niej do końca swojego życia, niezmiernie nie podobał mi się fakt przebywania nie wiadomo gdzie w nie wiadomo czyjej piżamie. Później rozejrzałam się po pokoju, ku mojemu niezadowoleniu stwierdzając, iż to jednak NIE jest mój pokój. Gdzieś wgłębi duszy miałam jeszcze taką małą, cichą nadzieję na to. W końcu mój wzrok padł na chłopaka siedzącego na krześle przed łóżkiem. Dłonią podpierał swój podbródek, uważnie mi się przyglądając. To zapewne ten alkoholik z wczoraj, głos i wzrost się zgadzają. Dzisiaj mogę jednak dostrzec więcej szczegółów, takich jak średniej długości ciemne włosy, żyjące każdy swoim życiem, czy intensywnie niebieskie oczy. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, ten uśmiechnął się do siebie pod nosem. Jeszcze raz obrzuciłam pokój wzrokiem, po czym wyrzuciłam ręce w górę, bezsilnie upadając z powrotem na poduszkę.

- Ahahaha, nie, znowu to robisz! Proszę przestań, ahaha! – znowu się ze mnie śmieje… Naprawdę go nie łapię – No już, przestań tak na mnie patrzeć.  - na powrót spoważniał, chociaż chwilę mu to zajęło 

– Lepiej wstawaj szybko, śniadanie czeka – chłopak wstał z krzesła i podążył w stronę drzwi.

- Ale… chwila! Co ja… gdzie… dlaczego? Co ty…?! – przez zbyt dużą ilość pytań zaraz po przebudzeniu złapałam się za głowę – Niczego nie rozumiem…  - słysząc to chłopak zatrzymał się i odwrócił. Podszedł z powrotem do łóżka i… pogładził mnie po głowie?

- Same z tobą problemy, Chiyo – powiedział, delikatnie się uśmiechając, lecz był to uśmiech z rodzaju tych ,,łobuzerskich”.

 - Huh? – Że niby problemy? Ze mną? I skąd on…?
    
   W tym jakże idealnym momencie mój telefon postanowił zadzwonić. Chłopak przeniósł swój wzrok ze mnie na wyświetlacz telefonu i wydał dźwięk… aprobaty? Jeżeli coś takiego w ogóle istnieje, na pewno tak brzmi.

- W samą porę – odłączył go od ładowarki i podniósł. Zdążyłam zauważyć napis ,,Tata dzowni…” . Zaczęłam cicho protestować, lecz on postanowił mnie olać, odebrać telefon, włączyć głośnomówiący i rozpocząć rozmowę.

- Halo, Chiyo? – usłyszałam głos taty dobiegający z urządzenia – Przepraszam, że wczoraj nie odebrałem ani nie oddzwoniłem, ale mamy ostatnio straszne urwanie głowy w pracy… H-halo, Chiyo, jesteś tam? – zapytał po chwili braku odzewu.

- Niestety nie, proszę pana. Chiyo jeszcze śpi. – dlaczego go okłamał? Już miałam ochotę się odezwać, lecz kiedy chłopak to zauważył pospiesznie podszedł do mnie i skutecznie uciszył, przykrywając moje usta swoją dłonią. Kompletnie nie wiedząc co się u czorta wokół mnie dzieje, postanowiłam po prostu wysłuchać ich konwersacji.

- J-jak to? Gdzie jest moja córka?! Co ty jej…

- Spotkałem ją wczoraj wieczorem włóczącą się po okolicy, a jako że wyczułem w niej pulsowanie Mocy, zabrałem ją do osiedla Bractwa. Nazywam się Imamura Haruki, może pan o mnie słyszał? – huh… Haruki, co? Dziękuję, że zechciałeś wreszcie mi się przedstawić.

- C-co? Och, to ty… W takim razie mogę mieć pewność, że nic jej nie będzie. Tak swoją drogą, naprawdę zasłużyłeś się u Bractwa. Mam nadzieję, że cię wynagrodzą, będę się o to upominał. – tata zna te całe ,,Bractwo”? Wygląda na to, że nie tylko je zna, ale jest chyba również kimś ważnym. Z powodu ręki Harukiego wciąż tkwiącej na mojej twarzy w tym momencie mogłam jedynie wydać cichy dźwięk zaskoczenia. Kolega alkoholik-porywacz postanowił jednak i to olać. W ogóle co to za nazwa?! Jakaś sekta może…

- W takim razie bardzo panu dziękuję. Skoro jest pan w temacie, to… - spojrzał na mnie, po czym ponownie się odwrócił - wie pan może co ,,wielkiego” planuje Bractwo? Dostaliśmy ostatnio list…

- Oj, wiem, wiem mój drogi chłopcze, - tata brzmi jak jakaś postać z moim książek fantasy, o nie ;_; - ale niczego ci nie zdradzę. Wiedz jedynie, że na pewno się spotkamy.

- Mhm…

- Wracając do tematu Chiyo… Proszę, przekaż jej, że niedługo się z nią skontaktuję i wszystko wyjaśnię. Do tego czasu spróbuję uspokoić jej matkę, tak, aby mogła chociaż wrócić do domu i zabrać swoje najważniejsze rzeczy.

-Oczywiście.

- Proszę, opiekuj się moją córką! Niezmiernie dziękuję za wszystko co dla niej robisz! – po tych słowach rozłączył się. Kompletnie nic z tego nie zrozumiałam!

- Słyszałaś, póki co zostajesz tutaj. – rzucił telefon na łóżko – Na wszystkie pytania odpowiem ci po śniadaniu. – już miał otworzyć drzwi, kiedy coś najwyraźniej mu się przypomniało - A, zanim wyjdziemy z twojego pokoju, w tym domku mieszkają jeszcze dwie osoby, to tak dla twojej informacji. – po tych słowach otworzył drzwi i gestem nakazał mi wyjść na korytarz. Spojrzałam na niego kompletnie zbita z tropu, a później na moją piżamę.

- Potem się przebierzesz. Nikt się ciebie nie przestraszy, spokojnie. – odpowiedział na moje bezdźwięcznie zadane pytanie. Wstałam więc z łóżka, podreptałam do drzwi i wyszłam zaraz za nim na korytarz. Z tego wszystkiego mój mózg chyba włączył sobie ,,zombie mode”, bo jakakolwiek ludzka czynność przychodziła mi z wielkim trudem. Nie potrafiłam skupić wzroku w jednym punkcie, czy też zebrać myśli podczas człapania za chłopakiem po korytarzu wyłożonym panelami z ciemnego drewna. Po jakichś dziesięciu krokach korytarz kończył się, ukazując obszerną kuchnię połączoną z jadalnią. W jednym z rogów pomieszczenia stał okrągły stół z czterema krzesłami dookoła. Dwie z czterech ścian były zastawione kuchennym blatem, szafko-półkami oraz najróżniejszym sprzętem AGD. Stanęłam przy stole, dokładnie lustrując pomieszczenie. Oczywiście na tyle dokładnie, na ile pozwalał mi mój obecny stan fizyczny oraz psychiczny. Haruki podszedł do płyty indukcyjnej i drewnianą łyżką zamieszał zawartość czarnej teflonowej patelni. Nie wiedziałam co to mogło być, ale pachniało naprawdę zachęcająco.

   Po kilku minutach sterczenia jak ten kołek w grobowej ciszy, usłyszałam dwa głosy dobiegające z korytarza. Jeden męski, drugi żeński. Więc to pewnie ta dwójka lokatorów, o której mówił mi Haruki. Nie minęła chwila, a zza rogu wychynęły dwie postacie.

- No wiesz, a wtedy…

- Tak, tak, wiem. Nie musisz się już tak gorączkować.

- Ale kiedy… - przerwali rozmowę, kiedy tylko mnie zauważyli. A niby mieli się nie przestraszyć, panie alkoholiku… Swój wzrok najpierw skierowałam na wysokiego blondyna o zielonych oczach, ubranego w równie zielony szlafrok. Następnie uwagę skupiłam na nieco wyższej ode mnie dziewczynie o kasztanowych włosach, ubranej… ubranej w cudowną piżamkę w liski. Wyglądała dokładnie tak samo jak moja, miała jedynie odmienny… nazwijmy to, ,,motyw przewodni”.

- Liski… - wyrwało mi się na widok tej przeuroczej piżamki, kolejnej tego ranka. Dziewczyna spojrzała na mnie lekko zdziwiona, po czym rzuciła mi się na szyję. Kompletnie zaskoczona takim obrotem spraw, przez chwilę zapomniałam o oddychaniu, jednak mój mózg szybko to skorygował.

- Boziu, jaka ty urocza! Pokaż swoje policzki! – w tym miejscu tej jednostronnej konwersacji postanowiła zrobić mi ,,muni-muni” z twarzą. – Och, a ta piżamka tak uroczo na tobie wygląda! Wiedziałam, że będzie ci pasować! Podoba ci się prawda? Prawda?

- E-ej, Hanae. Daj jej może zaczerpnąć powietrza – słowa zostały wypowiedziane przez nieznanego mi jeszcze blondyna. Na dźwięk jego głosu Hanae, jak się właśnie dowiedziałam, odsunęła się ode mnie, lekko niepocieszona. Chłopcy spojrzeli na nią z politowaniem.

- Może powinienem był ją zamknąć u siebie w pokoju i nie wypuszczać póki się nie uspokoisz… - Haruki westchnął, zakładając ręce jedna na drugą.

-Eej! – żachnęła się biedna dziewczyna.

- Etto… jest super. Ale twoja też jest piękna. – jak na komendę wszyscy odwrócili się w moją stronę. Nim się spostrzegłam, leżałam na ziemi razem ze śmiejącą się Hanae. Haruki uśmiechnął się pod nosem i wrócił do mieszania zawartości patelni, a pan blondyn westchnął bezsilnie i zaczął myszkować po szafkach.

- Już cię kocham, Chiyo! Jeżeli chcesz, możesz zachować sobie tę piżamkę!

- Naprawdę? Dziękuję! – wykrzyknęłam szczerze ucieszona. Hanae niezwykle podniosła mi morale. Mam wrażenie, że będziemy się dobrze dogadywać. Jeszcze chwilę tarzałyśmy się jak te głupie po ziemi, dopóki głos Harukiego nie oznajmił czasu na posiłek. Zasiedliśmy wszyscy do stołu i zaczęliśmy pałaszować pyszną jajecznicę z grzybkami. Jedno trzeba temu Harukiemu przyznać, gotować to on umie. Spojrzałam na niego mimowolnie. Z jego twarzy wciąż nie schodził ten delikatny uśmieszek.
 -------------------------------------------------------------------------------------------
Pierwszy rozdział już jest! Jeeej! xD Mam miliony pomysłów na dalszy rozwój fabuły, ale cały czas muszę sobie przypominać ,,musisz jeszcze wszystko jakoś wytłumaczyć, po kolei, spokojnie" ._. Mam nadzieję, że póki co daję radę :v Miłego czytania! <3

piątek, 5 sierpnia 2016

PROLOG


   Powoli stawiam krok za krokiem, co wcale nie przychodzi mi bez trudu. Jakieś dwadzieścia metrów wcześniej potknęłam się o leżące na ziemi śmieci. Któryś mądry mieszkaniec postanowił sobie wywrócić pobliski kontener. Od tamtego miejsca pobolewa mnie kostka, skutecznie zniechęcając do dalszej nocnej wędrówki… czy może raczej tułaczki. Tak, to lepsze słowo. Do niestrudzonego poruszania się naprzód motywuje mnie jedynie mała panda na moim ramieniu i chęć znalezienia schronienia na noc.
   Nadal nie potrafię zrozumieć w jaki magiczny sposób (haha, magiczny, taki suchar ci wyszedł Chiyo) moje życie przewróciło się do góry nogami w ciągu zaledwie jednego dnia. Jeszcze rano leżałam sobie wygodnie w cieplutkim łóżeczku, jadłam pyszne śniadanko, a teraz… Teraz szlajam się jak ten menel po ciemnych uliczkach śpiącego miasta. Mam nadzieję, że szybko znajdę jakieś miejsce na nocleg. Może byłoby mi łatwiej gdybym mogła zadzwonić do taty albo kogoś innego, ale nie, bo po co, prawda telefonie? Mój super, mega, ultra idźże-do-diabła-telefonie. Lepiej się przecież rozładować, a jak.
   Na chodniku przed sobą zobaczyłam jakieś papierki. W normalnych, codziennych warunkach jestem raczej spokojną osobą, ale dzisiejszy dzień jest najgorszym od dobrych… od dobrego całego życia. Postanowiłam więc uwolnić chociaż ułamek mojej skumulowanej złości na siebie, mamę, telefon, te cholerne śmieci, no i jak już tak wymieniam, to na cały świat. Machnęłam ręką z prawej strony na lewą, a papierki jak na komendę wzleciały wysoko w górę we wskazanym przeze mnie kierunku.  Jak ogarnę już tę całą sytuację, będę musiała poważnie pogadać z tatą o mojej Mocy. Może i wyleciałam przez nią z domu, ale gdyby tylko trochę pomyśleć, mogłaby być całkiem użyteczna… w jakichś obowiązkach domowych jak odkurzanie, czy mycie podłóg. On sam ma też jakąś… jaką, dlaczemu i ogólnie rzecz biorąc niczego nie ogarniam, ale może by mi pomógł. Och, ile bym teraz dała za dobry, cieplutki kisielek…
- No proszę, proszę. Kto by pomyślał, że znajdę tutaj kogoś takiego. – prowadząc moje wcześniejsze rozmyślania kompletnie nie zauważyłam zbliżającej się do mnie postaci. Był to jakiś raczej młody chłopak, co wywnioskowałam po jego głosie. Stanął w odległości mniej więcej pięciu kroków przede mną. Niestety nie byłam w stanie określić jego wyglądu przez wszechobecnie panującą ciemność. Wiedziałam jedynie, że był wysoki… Cholernie wysoki.
- Ahaa… - wybąkałam w odpowiedzi – To hej, dzień dobry, czy tam dobry wieczór, ale ja już pój… Zaraz, chwila, tak w zasadzie to co się mówi około północy? Good midnight brzmi fajnie, ale po polsku… - jakby tak pomyśleć, to serio nie wiedziałam. A że bardzo lubię zgłębiać języki, swój ojczysty jak i obce, każda taka sytuacja naprawdę łatwo odrywała mnie od rzeczywistości, pozwalając odpłynąć w słodką krainę językowych rozmyślań. Olałam chyba przez to wysokiego nieznajomego. Po chwili mojej ,,nieobecności” i mamrotań pod nosem, ten zaczął się śmiać. Sprowadziło mnie to z powrotem na planetę Ziemię. Spojrzałam na niego badawczo, na co ten roześmiał się jeszcze głośniej.
- Ahahaha, nie mogę! Ahaha! Nie no, ciekawa z ciebie osóbka! – powiedział ocierając wywołane śmiechem łzy z kącików oczu. – Będę musiał cię poprosić , żebyś poszła ze mną. Chociaż nie masz zbyt wielkiego wyboru… - powiedział już nieco spokojniej. Niezbyt go rozumiałam. Najpierw zaczął się ze mnie śmiać, teraz mówi mi jakieś bzdury, że niby mam z nim gdzieś iść… dziwny człowiek. Może wypił po prostu za dużo sake.
- Mhmm… W takim razie ja będę musiała cię przeprosić, ale już pójdę. – powiedziałam najdelikatniej jak potrafiłam, by nie drażnić osoby pod wpływem alkoholu i powolnym, lecz nerwowym krokiem planowałam go obejść i udać się w dalszą tułaczkę. Po chwili jednak nieznajomy zniknął sprzed moich oczu tak nagle, jak się pojawił.
- Hęę… W takim razie, to ja będę musiał przeprosić. Zrobię to delikatnie. – po tych słowach wypowiedzianych niezwykle głębokim, niskim głosem poczułam ból w okolicach skroni. Potem była już tylko ciemność.
-------------------------------------------------------------------------------------------
Oto i prolog mojego opowiadania! :D Może i trochę przykrótki, ale spokojnie, wszystko dopiero się rozkręci... to przecież dopiero prolog >.<
<scena z filmu ,,Kryptonim U.N.C.L.E">
<tak wyobrażam sobie końcówkę prologu, hehe xd>

Ohayo :D

   Dzień dobry, tu Miakoto :D Nie chcę zbytnio przedłużać różnymi cieplutkimi niczym dobry kisielek w zimie słówkami, więc po prostu zapraszam do lektury bloga! Od dnia dzisiejszego zaczynamy wspólną podróż! Pojawiać się będą w 98% posty związane wyłącznie z moim opowiadaniem (informacje co, gdzie, jak, dlaczemu i o czym znajdziecie w w zakładkach ,,Spis Treści" i ,,O mnie"), czasami pewnie zdarzy mi się wrzucić jednak coś o odmiennej tematyce.

   Póki co to tyle :3 Miłego dnia! Wpadaj często!
Miakoto