czwartek, 25 sierpnia 2016

ROZDZIAŁ 2


   Zadziwiający obrót wydarzeń, doprawdy. Wczoraj wyrzucona z domu, porwana przez pana alkoholika, dziś rano poznająca jego (równie zakręconych, jak on sam) przyjaciół, jedząca z nimi wszystkimi wspólne śniadanie, teraz wylądowałam tu. W najnormalniejszym miejscu, jakiego mogłabym się po tym wszystkim spodziewać. W raju każdego maniaka gotowania, w świątyni dobrego smaku i świeżych produktów, w miejscu, w którym od dawnych czasów dokonywały się, dokonują się, i będą się dokonywały wielkie transakcje handlowe. W supermarkecie.

    Pewnie jesteście ciekawi jak się tu znalazłam, a więc spieszę z wyjaśnieniami. W sumie sprawa jest dość prosta. Rano, kiedy jedliśmy śniadanko przygotowane przez Harukiego, Natsuo (takie imię, jak zdążyłam się dowiedzieć, nosił ten olbrzym-blondyn, towarzysz Hanae) stwierdził, że przydałoby się iść i zrobić zakupy. Jako, że nie chciałam być dla nich jedynie pustą, uciążliwą kukłą, a kimś z lekka przydatnym, zaoferowałam się do wykonania tego zadania. Iii… prawie nie dostałam wtedy zawału. Kiedy tylko skończyłam składać swoją ,,ofertę”, Haruki powstał niczym burza w towarzystwie okropnego odgłosu odsuwanego krzesła. Stwierdził, że ja nie mam pojęcia czego brakuje, i w ogóle, jestem pewnie niezdarna, więc jak chcę to mogę iść, ale z nim.

    I tak wylądowałam tutaj, w za dużej bluzie pożyczonej od Hanae, wpatrująca się w plecy Harukiego, nieugięcie prącego naprzód pomiędzy sklepowymi regałami. Z tego mojego pomagania wyszło tyle, że od czasu do czasu wracałam się po jakiś produkt, którego zapomniał wziąć mój kompan. Ehh…

- Haruki – w takim razie spróbuję się jakoś inaczej odwdzięczyć za… w sumie, to … chyba za wszystko. I tym razem już mnie nie powstrzymasz, panie przebiegły alkoholiku.

- Hmm? – chłopak jak na komendę przerwał studiowanie etykiety właśnie trzymanej paczuszki.

- Tak sobie myślę… macie tam u siebie takie rzeczy jak proszek do pieczenia, cukier wanilinowy, mąka, jajka…

- Oczywiście, że mamy. Nie rób z nas neandertalczyków. – po tej kąśliwej odpowiedzi powrócił do lektury etykietki. – Dlaczego pytasz? – zapytał, nie podnosząc na mnie wzroku. Wydęłam na ten widok policzki. Znalazł się kurde…

- A, tak sobie – odpowiedziałam, z lekkim naburmuszeniem w głosie – Idę na dział słodyczy.

   Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Obróciłam się na pięcie, i szybkim krokiem ruszyłam przed siebie. Po drodze zgarnęłam jeszcze kubeczek jogurtu naturalnego, będzie mi potrzebny później. Po dosłownie chwili marszu stanęłam przed świętymi regałami. To właśnie dla nich w przeszłości często odwiedzałam ten supermarket. Mieli tu dosłownie WSZYSTKO. Od najrozmaitszych rodzajów cukierków, poprzez żelki i gumy rozpuszczalne, po łakocie z różnych zakątków świata. Przez tą różnorodność miałam jednak spore problemy. Za każdym razem, gdy tu przychodziłam, mogłam sobie pozwolić na jedną, maksymalnie dwie rzeczy. Jedną, maksymalnie dwie rzeczy z dwóch regałów, każdy jakieś dwa na cztery metry, zapełnione wzywającymi mnie pysznościami. Jestem osobą, której naprawdę ciężko przychodzi podejmowanie decyzji, tych odnośnie kupna słodyczy szczególnie, więęęęc… na zakupach w tym miejscu spędzałam każdorazowo przynajmniej godzinę ._.

   Wśród ton świętości wyjątkowo szybko wypatrzyłam sobie dwie zdobycze – ręcznie robione cukierki z symbolami postaci z Marvela oraz te tradycyjne, ,,złote” żelki Haribo. Kiedy już miałam sięgnąć po obie paczki, przypomniało mi się, że przecież… nie mogę sobie kupić czegoś za nieswoje pieniądze. Koniec końców jestem tu z Harukim, robimy zakupy do ,,jego” domu, do którego mnie ,,przygarnął”. Westchnęłam na myśl o podjętej na marne decyzji.

- Mamy chyba już wszystko. – nawet nie zauważyłam, kiedy Haruki przyszedł do działu ze słodyczami – To jak, bierzesz coś?

- Mogę?!  - zapytałam, nieco zdziwiona, ale i niezwykle ucieszona jego pytaniem. Wiem, że może to trochę głupie, ale naprawdę nie lubię być, nazwijmy to, ,,pasożytem”. Cóż, taka się urodziłam.

- Oczywiście – powiedział, jak gdyby była to najnormalniejsza rzecz na świecie.

- Dziękuję! – wykrzyknęłam uradowana. Przez to chłopak spojrzał na mnie badawczo, jednak nie przejęłam się tym zbytnio i… znowu musiałam podjąć decyzję! Jeżeli już mogę coś wziąć, to wezmę tylko jedną rzecz. Na przemian wyciągałam rękę to po żelki, to po cukierki, nie wiedząc, co wybrać. Po dobrej minucie moich rozterek usłyszałam ciche kaszlnięcie. Nie chciałam kazać Harukiemu czekać, więc po prostu wybrałam żelki. Kiedy paczka moich ,,kosztowności” niezbyt zgrabnie wylądowała w koszyku, swoje kroki skierowałam w stronę kasy. Za sobą usłyszałam jakby szeleszczenie folii, a po chwili kroki mojego kompana.

***

   Droga powrotna do domu minęła niezwykle szybko, w towarzystwie niepokojącej ciszy. Haruki najwyraźniej stwierdził, że moje towarzystwo nie jest dość interesujące, by zacząć rozmowę, a ja po prostu… bałam się ją zacząć.

- Chiyo – odezwał się dopiero w drzwiach domu – Rozpakujemy zakupy, a potem pójdziesz do swojego pokoju porobić… no, to co tam będziesz chciała. Później przyjdę do ciebie i odpowiem na wszystkie twoje pytania. – zdziwiłam się nieco, słysząc te słowa. Myślałam, że będę musiała mu o sobie przypominać, lecz on pamiętał. Wzruszyłam tylko ramionami.

   Zaraz po wejściu do domu ściągnęłam bluzę Hanae i położyłam ją na wskazanej przez Harukiego szafce. Później, tak jak powiedział, poszliśmy rozpakowywać zakupy. Podczas układania produktów na półkach i w szufladach pod komendą chłopaka, zdążyłam upewnić się, że mają tu wszystko, czego będę potrzebowała do mojego planu. Dobrze!

   Podczas przeprowadzania akcji Haruki w ogóle się do mnie nie odzywał, oczywiście poza wydawaniem poleceń. Gdy wszystko było już uporządkowane, po prostu skinął ręką w stronę mojego pokoju, najwyraźniej licząc na to, że zrozumiem o co chodzi. Znaczenie tego gestu nie było trudne do odgadnięcia, więc posłusznie udałam się we wskazanym kierunku. Kiedy dreptałam po korytarzu, w pamięci próbując odtworzyć wydarzenia dzisiejszego ranka i starając się tym samym przypomnieć lokalizację odpowiednich drzwi, zastanawiałam się co mam zamiar teraz robić. Nie miałam tu przecież ani swoich książek, ani filmów, o gitarze już nie wspominając. Po chwili znalazłam właściwe drzwi, nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Już drugi raz tego dnia rozejrzałam się po wnętrzu ,,mojego” pokoju, tym razem nieco bardziej trzeźwym wzrokiem. W sumie nie było tu jakichś specjalnie niezwykłych rzeczy. Łóżko, przy którym stało biurko wraz z krzesłem, wielka szafa i kilka pustych półek na książki. Wszystko to było wykonane z jasnego drewna, które było niemalże identyczne jak to, z których zostały wykonane panele. Czekoladowy kolor ścian i futrzastego dywanu przyjemnie kontrastował z meblami.

   Zamknęłam za sobą drzwi i chwilę stałam w zamyśleniu, po czym podeszłam do łóżka i opadłam bezsilnie na pościel. Kompletnie nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Tysiące pytań krążyły mi po głowie. Kim jest Haruki? Dlaczego mi pomógł? Czym jest ta cała Moc i Bractwo? Co wspólnego z tym ma mój tata? I przede wszystkim… co powinnam teraz zrobić? Chwilę rozmyślałam nad sensem swojej egzystencji, lecz szybko doszłam do wniosku, że bez pomocy Harukiego niczego nie zdziałam. Tata pracuje w jakimś odległym, obcym kraju, mogę do niego co najwyżej zadzwonić i wypytać o różne rzeczy, mama pewnie nie chce mnie widzieć, nikogo bliskiego nie mam… A on przygarnął mnie do ,,swojego” domu (nadal niezbyt rozumiem jak to działa), pomaga załatwić wszystkie aktualne problemy (jak choćby poranna pogadanka z tatą) i do tego oferuje odpowiedzi na wszystkie moje pytania w zamian za… za nic?! Przecież to się kupy nie trzyma, muszę i o to się go spytać.

   Westchnęłam głośno, po czym obok mnie na pościeli zmaterializowała się moja Panda. Jej też niespecjalnie rozumiałam, ale zazwyczaj trzymała się blisko mnie i była kompanem codziennych przygód. Postanowiłam nie siedzieć z założonymi rękoma i spisać gdzieś wszystkie swoje pytania. Z moją sklerozą podczas rozmowy z Harukim zapomniałabym pewnie o czymś istotnym. Trzeba by było znaleźć jakąś kartkę i coś do pisania. Spojrzałam więc na blat biurka, gdzie takie rzeczy zazwyczaj się znajdują. I, ku mojemu zdziwieniu, były tam. Kilka kartek i długopis. Nie wiem kto je tam położył, ale byłam mu niezmiernie wdzięczna. Razem z moją małą towarzyszką podniosłam się z łóżka i usiadłam przy biurku. Zatopiłam się w swojej pracy, jaką było stworzenie listy pytań. Przy tym wszystkim kompletnie nie czułam upływającego czasu i nim się obejrzałam ciepłe popołudniowe słońce schowało się za horyzontem, oznajmiając nadejście wieczoru. Tym samym usłyszałam ciche pukanie do drzwi.

- Chiyo? – zabrzmiał głos zza drzwi – Mogę wejść?

 - Pewnie!
  -------------------------------------------------------------------------------------------
I oto jest drugi rozdział! Uważam, że wyszedł ciekawie :D Kolejny będzie nieco bardziej wymagający, a dlaczego dowiecie się czytając i kończąc ten rozdział C: Miłej lektury!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz