Zadziwiający obrót
wydarzeń, doprawdy. Wczoraj wyrzucona z domu, porwana przez pana alkoholika,
dziś rano poznająca jego (równie zakręconych, jak on sam) przyjaciół, jedząca z
nimi wszystkimi wspólne śniadanie, teraz wylądowałam tu. W najnormalniejszym miejscu,
jakiego mogłabym się po tym wszystkim spodziewać. W raju każdego maniaka
gotowania, w świątyni dobrego smaku i świeżych produktów, w miejscu, w którym
od dawnych czasów dokonywały się, dokonują się, i będą się dokonywały wielkie
transakcje handlowe. W supermarkecie.
Pewnie jesteście
ciekawi jak się tu znalazłam, a więc spieszę z wyjaśnieniami. W sumie sprawa
jest dość prosta. Rano, kiedy jedliśmy śniadanko przygotowane przez Harukiego,
Natsuo (takie imię, jak zdążyłam się dowiedzieć, nosił ten olbrzym-blondyn,
towarzysz Hanae) stwierdził, że przydałoby się iść i zrobić zakupy. Jako, że
nie chciałam być dla nich jedynie pustą, uciążliwą kukłą, a kimś z lekka
przydatnym, zaoferowałam się do wykonania tego zadania. Iii… prawie nie
dostałam wtedy zawału. Kiedy tylko skończyłam składać swoją ,,ofertę”, Haruki powstał
niczym burza w towarzystwie okropnego odgłosu odsuwanego krzesła. Stwierdził,
że ja nie mam pojęcia czego brakuje, i w ogóle, jestem pewnie niezdarna, więc
jak chcę to mogę iść, ale z nim.
I tak wylądowałam
tutaj, w za dużej bluzie pożyczonej od Hanae, wpatrująca się w plecy Harukiego,
nieugięcie prącego naprzód pomiędzy sklepowymi regałami. Z tego mojego
pomagania wyszło tyle, że od czasu do czasu wracałam się po jakiś produkt,
którego zapomniał wziąć mój kompan. Ehh…
- Haruki – w takim razie spróbuję się jakoś inaczej
odwdzięczyć za… w sumie, to … chyba za wszystko. I tym razem już mnie nie
powstrzymasz, panie przebiegły alkoholiku.
- Hmm? – chłopak jak na komendę przerwał studiowanie etykiety
właśnie trzymanej paczuszki.
- Tak sobie myślę… macie tam u siebie takie rzeczy jak
proszek do pieczenia, cukier wanilinowy, mąka, jajka…
- Oczywiście, że mamy. Nie rób z nas neandertalczyków. – po
tej kąśliwej odpowiedzi powrócił do lektury etykietki. – Dlaczego pytasz? –
zapytał, nie podnosząc na mnie wzroku. Wydęłam na ten widok policzki. Znalazł
się kurde…
- A, tak sobie – odpowiedziałam, z lekkim naburmuszeniem w
głosie – Idę na dział słodyczy.
Jak powiedziałam,
tak zrobiłam. Obróciłam się na pięcie, i szybkim krokiem ruszyłam przed siebie.
Po drodze zgarnęłam jeszcze kubeczek jogurtu naturalnego, będzie mi potrzebny
później. Po dosłownie chwili marszu stanęłam przed świętymi regałami. To
właśnie dla nich w przeszłości często odwiedzałam ten supermarket. Mieli tu
dosłownie WSZYSTKO. Od najrozmaitszych rodzajów cukierków, poprzez żelki i gumy
rozpuszczalne, po łakocie z różnych zakątków świata. Przez tą różnorodność
miałam jednak spore problemy. Za każdym razem, gdy tu przychodziłam, mogłam sobie
pozwolić na jedną, maksymalnie dwie rzeczy. Jedną, maksymalnie dwie rzeczy z
dwóch regałów, każdy jakieś dwa na cztery metry, zapełnione wzywającymi mnie
pysznościami. Jestem osobą, której naprawdę ciężko przychodzi podejmowanie
decyzji, tych odnośnie kupna słodyczy szczególnie, więęęęc… na zakupach w tym
miejscu spędzałam każdorazowo przynajmniej godzinę ._.
Wśród ton świętości
wyjątkowo szybko wypatrzyłam sobie dwie zdobycze – ręcznie robione cukierki z
symbolami postaci z Marvela oraz te tradycyjne, ,,złote” żelki Haribo. Kiedy
już miałam sięgnąć po obie paczki, przypomniało mi się, że przecież… nie mogę
sobie kupić czegoś za nieswoje pieniądze. Koniec końców jestem tu z Harukim,
robimy zakupy do ,,jego” domu, do którego mnie ,,przygarnął”. Westchnęłam na
myśl o podjętej na marne decyzji.
- Mamy chyba już wszystko. – nawet nie zauważyłam, kiedy
Haruki przyszedł do działu ze słodyczami – To jak, bierzesz coś?
- Mogę?! - zapytałam,
nieco zdziwiona, ale i niezwykle ucieszona jego pytaniem. Wiem, że może to
trochę głupie, ale naprawdę nie lubię być, nazwijmy to, ,,pasożytem”. Cóż, taka
się urodziłam.
- Oczywiście – powiedział, jak gdyby była to
najnormalniejsza rzecz na świecie.
- Dziękuję! – wykrzyknęłam uradowana. Przez to chłopak
spojrzał na mnie badawczo, jednak nie przejęłam się tym zbytnio i… znowu
musiałam podjąć decyzję! Jeżeli już mogę coś wziąć, to wezmę tylko jedną rzecz.
Na przemian wyciągałam rękę to po żelki, to po cukierki, nie wiedząc, co
wybrać. Po dobrej minucie moich rozterek usłyszałam ciche kaszlnięcie. Nie
chciałam kazać Harukiemu czekać, więc po prostu wybrałam żelki. Kiedy paczka
moich ,,kosztowności” niezbyt zgrabnie wylądowała w koszyku, swoje kroki
skierowałam w stronę kasy. Za sobą usłyszałam jakby szeleszczenie folii, a po
chwili kroki mojego kompana.
***
Droga powrotna do
domu minęła niezwykle szybko, w towarzystwie niepokojącej ciszy. Haruki
najwyraźniej stwierdził, że moje towarzystwo nie jest dość interesujące, by
zacząć rozmowę, a ja po prostu… bałam się ją zacząć.
- Chiyo – odezwał się dopiero w drzwiach domu – Rozpakujemy
zakupy, a potem pójdziesz do swojego pokoju porobić… no, to co tam będziesz
chciała. Później przyjdę do ciebie i odpowiem na wszystkie twoje pytania. – zdziwiłam
się nieco, słysząc te słowa. Myślałam, że będę musiała mu o sobie przypominać, lecz
on pamiętał. Wzruszyłam tylko ramionami.
Zaraz po wejściu do
domu ściągnęłam bluzę Hanae i położyłam ją na wskazanej przez Harukiego szafce.
Później, tak jak powiedział, poszliśmy rozpakowywać zakupy. Podczas układania
produktów na półkach i w szufladach pod komendą chłopaka, zdążyłam upewnić się,
że mają tu wszystko, czego będę potrzebowała do mojego planu. Dobrze!
Podczas
przeprowadzania akcji Haruki w ogóle się do mnie nie odzywał, oczywiście poza
wydawaniem poleceń. Gdy wszystko było już uporządkowane, po prostu skinął ręką
w stronę mojego pokoju, najwyraźniej licząc na to, że zrozumiem o co chodzi.
Znaczenie tego gestu nie było trudne do odgadnięcia, więc posłusznie udałam się
we wskazanym kierunku. Kiedy dreptałam po korytarzu, w pamięci próbując
odtworzyć wydarzenia dzisiejszego ranka i starając się tym samym przypomnieć lokalizację
odpowiednich drzwi, zastanawiałam się co mam zamiar teraz robić. Nie miałam tu
przecież ani swoich książek, ani filmów, o gitarze już nie wspominając. Po
chwili znalazłam właściwe drzwi, nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Już
drugi raz tego dnia rozejrzałam się po wnętrzu ,,mojego” pokoju, tym razem
nieco bardziej trzeźwym wzrokiem. W sumie nie było tu jakichś specjalnie
niezwykłych rzeczy. Łóżko, przy którym stało biurko wraz z krzesłem, wielka
szafa i kilka pustych półek na książki. Wszystko to było wykonane z jasnego
drewna, które było niemalże identyczne jak to, z których zostały wykonane
panele. Czekoladowy kolor ścian i futrzastego dywanu przyjemnie kontrastował z
meblami.
Zamknęłam za sobą
drzwi i chwilę stałam w zamyśleniu, po czym podeszłam do łóżka i opadłam
bezsilnie na pościel. Kompletnie nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Tysiące
pytań krążyły mi po głowie. Kim jest Haruki? Dlaczego mi pomógł? Czym jest ta
cała Moc i Bractwo? Co wspólnego z tym ma mój tata? I przede wszystkim… co
powinnam teraz zrobić? Chwilę rozmyślałam nad sensem swojej egzystencji, lecz
szybko doszłam do wniosku, że bez pomocy Harukiego niczego nie zdziałam. Tata
pracuje w jakimś odległym, obcym kraju, mogę do niego co najwyżej zadzwonić i
wypytać o różne rzeczy, mama pewnie nie chce mnie widzieć, nikogo bliskiego nie
mam… A on przygarnął mnie do ,,swojego” domu (nadal niezbyt rozumiem jak to
działa), pomaga załatwić wszystkie aktualne problemy (jak choćby poranna
pogadanka z tatą) i do tego oferuje odpowiedzi na wszystkie moje pytania w
zamian za… za nic?! Przecież to się kupy nie trzyma, muszę i o to się go
spytać.
Westchnęłam głośno,
po czym obok mnie na pościeli zmaterializowała się moja Panda. Jej też
niespecjalnie rozumiałam, ale zazwyczaj trzymała się blisko mnie i była
kompanem codziennych przygód. Postanowiłam nie siedzieć z założonymi rękoma i
spisać gdzieś wszystkie swoje pytania. Z moją sklerozą podczas rozmowy z
Harukim zapomniałabym pewnie o czymś istotnym. Trzeba by było znaleźć jakąś
kartkę i coś do pisania. Spojrzałam więc na blat biurka, gdzie takie rzeczy
zazwyczaj się znajdują. I, ku mojemu zdziwieniu, były tam. Kilka kartek i
długopis. Nie wiem kto je tam położył, ale byłam mu niezmiernie wdzięczna.
Razem z moją małą towarzyszką podniosłam się z łóżka i usiadłam przy biurku. Zatopiłam
się w swojej pracy, jaką było stworzenie listy pytań. Przy tym wszystkim kompletnie
nie czułam upływającego czasu i nim się obejrzałam ciepłe popołudniowe słońce
schowało się za horyzontem, oznajmiając nadejście wieczoru. Tym samym
usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Chiyo? – zabrzmiał głos zza drzwi – Mogę wejść?
- Pewnie!
-------------------------------------------------------------------------------------------
I oto jest drugi rozdział! Uważam, że wyszedł ciekawie :D Kolejny będzie nieco bardziej wymagający, a dlaczego dowiecie się czytając i kończąc ten rozdział C: Miłej lektury!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz